Ciekawostki Bob Newhart. (5) Był brany pod uwagę do roli Andy'ego Stone'a w filmie "Kasyno". Rola ta w ostateczności trafiła do Alana Kinga. Ma siostrę, M. Joan. Ukończył zarządzanie na uniwersytecie Loyoli w Chicago (Illinois, USA) Zobacz pozostałe ciekawostki. Piekło jest dla bohaterów – Islandzkie filmy z 1944 roku w reżyserii Mickie Ihinosen. [CDA] Piekło jest dla bohaterów 1962 Cały Film online Twórca: Liona Salima Produkcja: Devlyn Amela Dystrybucja: CCCP.tv, Most Production Aktorzy : Viral Opemipo, Marcia Dogus, Deacon Sheniqua Muzyka: J. Mithil Dochód: 115 254 791 $ Gatunek: Drogi Trzeci sezon „Babylon Berlin” tylko na kanale Epic Drama! „Babylon Berlin” to nie jest typowy, proceduralny serial detektywistyczny. W przeciwieństwie do takich produkcji jak „Detektyw Murdoch” czy serial „Poirot”, nie mamy tu centralnego bohatera, wokół którego kręci się cała akcja. Ale na pierwszym planie oglądamy Fast Money. Komentarze do: Piekło w raju (2013) Lektor PL anonim92 (*.*. 2019-12-07 10:06:23 +6 are9249 2017-09-06 22:07:20 +5 No.......nie powiem, Jestem pozytywnie zaskoczona. Polecam. Odpowiedz anonim204 (*.*. 2018-03-17 18:44:35 +3 Super film, trzyma cały czas w napięciu, polecam o mafii Tajlandzkiej. Odpowiedz Z braku laku może byc , w sumie to fajnie sie oglądało choć jakiejs mega akcji to tu nie było. Odpowiedz anonim67 (*.*. 2019-12-09 16:31:46 +2 dla mnie, byl dobry- polecam Odpowiedz anonim233 (*.*. 2018-10-01 00:58:11 +2 Film klasy......nie,nie takiej klasy jeszcze nie ma ! Nie polecam aczkolwiek reżyser ma potencjał i naooglądał się dużo filmów gangsterskich. Może jego ......20 film będzie coś wart ! Odpowiedz p-lipinska wysłano z 2018-01-11 22:28:07 +2 To tak jakby ogladac film akcji w spowolnionym tempie Szalu nie ma ☆5/10☆ Odpowiedz Bez szału, oklepana fabuła ale dla rozrywki można poświęcić troche czasu Odpowiedz anonim158 (*.*. 2021-11-10 18:48:24 +1 głupkowate amerykańskie koni akcji połączone z kinem azjatyckim, generalnie lipa, ale na pewno wielu się spodoba Odpowiedz W sumie to taki sobie zadnej rewelacji to nie ma...do obejrzenia na raz na wieczorek Odpowiedz Kareena 2021-09-15 22:39:29 0 Superowy film. Z przyjemnością obejrzałam i wszystkim polecam. 10/10 Odpowiedz Więcej Komentarze do: Bohaterowie z piekła (1978) Lektor PL Obejrzałem głównie ze względu na zbieżność tytułów z filmem Tarantino, całkiem fajna campowa rozrywka, szwaby padają hurtowo jak muchy, zabawni bohaterowie. Odpowiedz @spidigierek: zeby nie tyle trupow, to mozna nazwac ten film smialo komedia Odpowiedz Dobry film wojenny z widowiskowymi efektami i ciekawą akcją. Polecam, warto obejrzeć. Odpowiedz anonim116 (*.*. 2019-10-29 13:45:09 +3 nawet dobry film ale te efekty na końcu z pociągiem to aż śmieszne Odpowiedz Kolejny film z amerykańskimi kowbojami na wojnie. Ciężko w nich trafić, więc spokojnie jak na wojnie: siedzimy, palimy, broń czyścimy. Odpowiedz anonim85 (*.*. 2020-03-12 22:39:08 +3 @Magic1067: Trudno... Genialny! Dziś takich już nie robią... Odpowiedz anonim177 (*.*. 2020-02-05 05:47:25 +1 Zabawna aż do bólu bajka dla dzieci z elementami jak większość spaghetti na własne ryzyko. xD Odpowiedz anonim4 (*.*. 2019-12-13 03:28:01 +1 Co za durnowaty film Kompletna strata czasu. Odpowiedz anonim83 (*.*. 2022-06-19 11:31:55 0 Jest kilka wad: niekompletne tłumaczenie,trochę naciągane wybuchy(bombowce zrzucające kilogramowe ładunki-wnioskuję tak z wybuchu)-w rzeczywistości bombowce zrzucały zwykle co najmniej 100 kilogramowe bomby w nalotach takie bomby niszczyły duży kiedyś na żywo wybuch ładunku około 10 gramów-nie był dużo mniejszy niż w czasie tych tzw. w porównaniu z aktualnymi typowymi jankeskimi produkcjami tego typu całkiem film nie był śmiertelnie nudny. Odpowiedz Przyjemnie się oglądało. Polecam :) Odpowiedz anonim176 (*.*. 2021-05-14 16:51:55 0 Komedia, żart, satyra? Nie! Zwykłe g..no. Odpowiedz Ja pi.....lę jaka włoska kicha. Niemiecki trup pada gęsto...szkoda czasu na to. Odpowiedz anonim88 (*.*. 2020-05-29 21:26:02 0 z cyklu - dwa razy go zabili, a on trzy razy uciekł Odpowiedz Lector ,gdzie ty sie tak spieszysz???okropne te twoje czytanie .Sorry ale zepsules film swoim glosem. Odpowiedz 75 lat temu rozpoczęła się inwazja aliantów w Normandii – jedna z najważniejszych operacji II wojny światowej Pierwszym fabularnym filmem, który obszernie przedstawiał historię lądowania, był "Najdłuższy Dzień" Filmowe wizje D-Day i prowadzących do niego wypadków w sporej mierze rozgrywały się nie na polu walki, lecz w sztabach i gabinetach Otwierająca "Szeregowca Ryana" sekwencja krwawego lądowania na normandzkiej plaży do dziś pozostaje niedoścignionym osiągnięciem kina wojennego Dopełnieniem filmu Spielberga pozostaje "Kompania Braci" – wówczas najdroższy, a ciągle chyba najdoskonalszy serial wojenny Spojrzenie 1, epickie: "Najdłuższy Dzień" Rozmach tej produkcji z 1962 roku, nagrodzonej dwoma Oscarami i Złotym Globem, do dziś imponuje. Kosztowała 10 mln dol. – aż do czasów "Listy Schindlera" nie wydano tyle na czarno-biały film. Pracowało nad nią pięciu scenarzystów i czterech różnych reżyserów, aby lepiej oddać punkt widzenia głównych walczących nacji (warto zauważyć, że Anglicy i Amerykanie mówią tu po angielsku, Niemcy po niemiecku itd.). Producenci zatrudnili ponad 2 tys. żołnierzy jako statystów, a sceny desantu kręcono na Korsyce przy wsparciu amerykańskiej 6. Floty. Dla scenariusza punktem wyjścia była świetna książka Corneliusa Ryana, oparta na dziesiątkach rozmów ze świadkami i uczestnikami wydarzeń. Film, podobnie jak pierwowzór, "oprowadza" widza zarówno po sztabach i gabinetach, jak i po najbardziej znanych bitewnych epizodach Dnia D – jest tu więc tu i krwawy impas na plaży Omaha, i wspinaczka na klif Pointe du Hoc. "Najdłuższy dzień" - kadr z filmu Wątków i postaci w "Najdłuższym Dniu" jest tyle, że wystarczyłoby na serial – film niby ma obsadę gwiazdorską, ale niektóre z wielkich nazwisk ówczesnych i przyszłych ( Henry Fonda, John Wayne, Robert Mitchum, Richard Burton, Sean Connery, Bourvil) pojawiają się na ekranie praktycznie jako cameo. Epickiego wymiaru przedsięwzięcia dopełniają powracający "motyw losu" z 5. Symfonii Beethovena i niektóre napompowane do granic dialogi, brzmiące jak przypis historyka-eseisty. "Najdłuższy Dzień" (1962) w XXI wieku ma urok cokolwiek archaiczny. Są tu sceny, które bronią się nawet i po półwieczu: szkoccy komandosi schodzący na brzeg przy akompaniamencie kobzy; natarcie Francuzów przez Ouistreham; rzeź spadochroniarzy lądujących przy dźwiękach dzwonów w środku miasteczka. Są też jednak i akcenty groteskowe w propagandowej wymowie: alianci współpracują bez zgrzytów, wysocy oficerowie to bez wyjątku "swoje chłopy", a francuski wieśniak wiwatuje, gdy flota inwazyjna zasypuje wybrzeże i jego dom gradem pocisków. O spustoszeniach i cywilnych stratach, jakie spowodowali alianci podczas lądowania w Normandii, nie ma tu wzmianki. Spojrzenie 2, oniryczne: "Overlord" Właściwie trudno nazwać ten film jednoznacznie wojennym. Pola walki niemal tu nie widać – wojna zdaje się przez większość czasu machiną pracującą rytmicznie, lecz w oddali. Główny bohater, młody Brytyjczyk powołany do armii, widzi i słyszy tę machinę coraz wyraźniej, głównie w chwilach rozpiętych gdzieś pomiędzy snem a transem. "Tylu już zginęło. Po prostu będę jeszcze jednym. To się czuje, tak samo jak czujesz, że zbliża się przeziębienie" – pisze w liście do bliskich bohater-everyman. Cała jego podróż ku nieuchronnemu – od angielskiej prowincji, poprzez obóz szkoleniowy, aż po brzegi Normandii – nabiera charakteru zamglonej, onirycznej wydzieranki. Klimat jest tu chłodny, rozmowy – oszczędne. "Wiesz, co to wszystko znaczy? Kiedy zacznie się inwazja, to my będziemy pierwszymi na brzegu" – narzeka jeden z żołnierzy. Bohater odpowiada ze zrezygnowanym uśmiechem: "Ktoś musi być pierwszy". Podobny film można by oczywiście nakręcić z każdym frontem każdej wojny w tle. Tu jednak umiejętna kombinacja fabularnego z archiwalnym pozwala nie tylko zilustrować przeczucia bohatera, ale i pokazać rzeczywistą skalę tytułowej operacji. Warto też zachować w pamięci prościutką a przejmującą piosenkę "We Don’t Know Where We’re Going". Wśród szeregu nagród, jakie odebrał reżyser Stuart Cooper, znalazł się Srebrny Niedźwiedź – przyznany właśnie za "Overlord". Spojrzenie 3, czyli część całości: "War and Remembrance" i "Wielka Czerwona Jedynka" Inwazja na Europę pojawia się w jednym z odcinków klasycznego, nagradzanego miniserialu telewizji ABC "Wojna i Pamięć" ("War and Remembrance", 1988) – kontynuacji "Wichrów Wojny", opartych na bestsellerowej powieści Hermana Wouka. Oba seriale to właściwie saga amerykańskiej rodziny Henrych rozgrywająca się na tle wydarzeń wojennych. W epizodzie, o którym mowa, postęp inwazji obserwujemy głównie dzięki fragmentom archiwalnym i słyszymy o nim od narratora. To, co istotne dla akcji, dzieje się we wnętrzach. Możemy obejrzeć rekonstrukcję przełomowych narad u głównodowodzącego siłami alianckimi generała Dwighta Eisenhowera, który wraz ze swoim sztabem nerwowo wypatruje korzystnego "okna pogodowego" dla rozpoczęcia operacji. Poziom napięcia w tych scenach wydaje się zaskakująco średni – być może także dlatego, że Eisenhowera, który miał w tamtym czasie 53-lata, gra tu ponad 20 lat starszy Marshall. W niespiesznej konwencji znakomicie odnajdują się za to sceny z rozmemłanymi niemieckimi dowódcami, którzy potrafią wyłącznie przytakiwać Hitlerowi. Ten zaś jest przekonany, że lądowanie na plażach Normandii jest tylko dywersją, a nie prawdziwą inwazją. Foto: Materiały prasowe "Wielka czerwona jedynka" - kadr z filmu Także w "Wielkiej Czerwonej Jedynce" (1980) możemy się przyjrzeć lądowaniu w Normandii jako wycinkowi większej historii. Obraz Samuela Fullera jest bowiem filmową podróżą przez cały szlak bojowy legendarnej amerykańskiej 1. Dywizji Piechoty – od Algierii i Tunezji, poprzez lądowanie na Sycylii aż po desant we Francji. Nie oglądamy tu samego zejścia na brzeg na plaży Omaha, niedaleko Coleville-sur-Mer. Widzimy żołnierzy tytułowej "Wielkiej Czerwonej Jedynki" najpierw na okręcie desantowym, a potem: przygwożdżonych niemieckim ogniem, kiedy próbują sobie utorować drogę ucieczki z plaży przy pomocy rur Bangalore. Ten fragment filmu to raczej inwazja w skali mikro – z rozmiarów rzeczywistej rzezi w tamtym miejscu i czasie widać w filmie niewiele. Zaczynamy się lepiej rozeznawać dopiero wtedy, kiedy jakiś oficer krzyczy: "Na tej plaży są dwa rodzaje ludzi: martwi i ci, którzy umrą. Wynośmy się stąd, do cholery!" (cytat prawdziwy). Dopiero wtedy widać, jak spomiędzy dziesiątek martwych i ciężko rannych zrywają się do biegu ku wydmom żywi. Niewielu. Spojrzenie 4, sztabowo-gabinetowe: "Churchill" i "Ike" Dwa filmy w tym zestawieniu łączy to, że rozgrywają się głównie w gabinetach i pokojach narad polityków i wojskowych – raczej więc widzimy tu układanie fundamentów pod operację "Overlord" niż jej początek. Słabszy w tym duecie wydaje się "Churchill" (reż. Jonathan Teplitzky, 2017), w którym tytułową rolę gra Brian Cox. Początek to sen Churchilla: plaża, fale zabarwione krwią, setki ciał żołnierzy w piachu i błocie… Film rozgrywa rzeczywiste skądinąd zastrzeżenia brytyjskiego premiera wobec inwazji przez kanał La Manche i obawę przed klęską operacji. Jego lęki podsycały doświadczenia z wcześniejszych lat wojny (ewakuacja z Dunkierki, fatalne lądowanie pod Dieppe), ale i z wojny poprzedniej (tragedia Gallipoli, będąca także osobistą klęską Churchilla). To mógł być lepszy film. Problem polega tu na przesadzie w jednych kwestiach i nierozegraniu innych. Dyskusje z Eisenhowerem i własnymi generałami Churchill obraca w kłótnie, w których wypada jak histeryk. Z kolei np. marszałek Montgomery sprawia tu wrażenie niemal potulnego podwładnego Eisenhowera – a to do faktów ma się raczej luźno. Foto: Materiały prasowe "Churchill" - kadr z filmu Dużo bardziej zrównoważony wydaje się telewizyjny "Ike: Odliczanie do inwazji" (2004, reż, Robert Harmon). Akcja skupia się na tygodniach poprzedzających operację, a w jej centrum znajdują się dylematy gen. Eisenhowera, którego zagrał Tom Selleck. Jego Eisenhower jest ujmujący, nieliczne fałsze odzywają się wtedy, kiedy wygłasza kwestie wpadające w nadmierną pomnikowość. Roli Sellecka towarzyszyły pewne wyrzeczenia: niepalący aktor musiał zagrać człowieka, którego normą w tamtym czasie były cztery paczki papierosów dziennie (dopiero w 1949 roku Eisenhower ograniczył się do jednej). Zgrabnie skondensowano tu napięcia między Ikiem a Pattonem, Montgomerym czy de Gaullem. Film nieźle też pokazuje, do jakiego stopnia Eisenhower "nie chce, ale musi" zachowywać się nie tylko jak strateg, ale i jak polityk. Scen batalistycznych brak – mamy za to człowieka, który czuje ciężar podejmowanych decyzji. Spojrzenie 5, przełomowe: "Szeregowiec Ryan" Ośmiu amerykańskich żołnierzy niedługo po lądowaniu rusza za linie wroga. Mają odnaleźć jednego, który stracił na wojnie wszystkich braci. To historia fikcyjna, ale luźno nawiązuje do prawdziwej: spośród czterech braci Nilandów, którzy poszli na tamtą wojnę, jeden długo był uważany za zmarłego (zaginął bez wieści w Birmie), dwóch zginęło na samym początku inwazji w Normandii – ich matka dostała ponoć trzy zawiadomienia tego samego dnia. Ocalałego z braci armia postanowiła zabrać z frontu, zgodnie z tzw. regułą ostatniego żyjącego potomka. Armia przyjęła tę regułę półtora roku wcześniej, po tym jak pięciu braci Sullivan poszło na dno z krążownikiem, na którym służyli na Pacyfiku. Foto: Materiały prasowe "Szeregowiec Ryan" - kadr z filmu Steven Spielberg słuchał swoich pierwszych opowieści o wojnie od ojca, który latał na bombowcach w Birmie. Kiedy Spielberg patrzył potem na heroiczne filmy wojenne z Johnem Waynem, miał wrażenie, że coś tu mocno nie gra. Wiele lat później, podczas pracy nad "Szeregowcem Ryanem", obrał sobie za cel jak najwierniejsze, pierwszoosobowe oddanie pola walki – takiego, jakim go doświadcza przerażony i zdezorientowany żołnierz. O zastosowanych technikach pisze sporo Lester D. Friedman w książce "Citizen Spielberg". Kręcenie z ręki kamerą tuż przy ziemi. Intensywne użycie image shakera – aby "przybliżyć" widza do wybuchów. Użycie sprzętu i technik obróbki z epoki. Specyficzna "mglista ostrość" kadrów. Odgłosy strzałów rejestrowane przy pomocy prawdziwej broni i ostrej amunicji. Film zdobył pięć Oscarów i kilkadziesiąt innych nagród i nominacji, ale zostawmy je na boku. Wystarczy pierwsze pół godziny – czyli sekwencja krwawej rzeźni amerykańskiej piechoty na plaży Omaha – by zrozumieć, że mówimy o kamieniu milowym, cezurze, nowym punkcie odniesienia dla kina tego gatunku. Po "Szeregowcu Ryanie" niemal każdy wcześniejszy film wojenny wydaje się jeśli nie przestarzały, to przynajmniej "nie-aż-tak-wojenny". Sfilmowanie "plaży Omaha" pochłonęło 11 mln dol., czyli siódmą część budżetu filmu. Zużyto 40 beczek sztucznej krwi. Jako kilkudziesięciu spośród tysiąca statystów zatrudniono inwalidów bez rąk i nóg – łatwiej było dzięki temu filmować piechurów, którzy tracą kończyny od odłamków. Chaos, paraliżujący strach, bezradność, wszechobecność śmierci – nikt tego wszystkiego wcześniej w tak naturalistyczny sposób w kinie nie pokazał. "Szeregowiec Ryan" jest pod tymi względami wybitny. Gorzej ze scenariuszem i wymową tego filmu. Spielberg nie umie sobie tu odmówić tanich chwytów i klisz ze swojego bardziej rozrywkowego repertuaru. Jeden z najbardziej znanych historyków II wojny światowej Antony Beevor, powiedział mi w wywiadzie, że zalicza "Ryana" jako całość do niedobrych filmów wojennych, a finał wywołuje u niego zgrzytanie zębów: "Równie dobrze można sobie obejrzeć «Parszywą dwunastkę»". Wreszcie autentyczny dylemat – czy warto poświęcać ośmiu, by uratować jednego? – który towarzyszy misji bohaterów, zostaje przydeptany buciorem nachalnego finału. Oglądając powstałe stosunkowo niedługo później "Sztandar chwały" i "Listy z Iwo Jimy" zastanawiam się, czy np. tamten Clint Eastwood nie obszedłby się z opowieścią o Ryanie uczciwiej, bardziej krytycznie. Wtedy z kolei przypominam sobie, że dyptyk Eastwooda mógłby w ogóle nie powstać, gdyby nie przetarcie ścieżek przez "Szeregowca Ryana" i Spielberga. Spojrzenie 6, czyli serial jeszcze doskonalszy: "Kompania Braci" Gdy Steven Spielberg i Tom Hanks wchodzili w role producentów wykonawczych tego miniserialu, można było się zastanawiać, czy ktoś tu nie próbuje odcinać kuponów od "Szeregowca Ryana". Nic bardziej mylnego. "Kompania Braci" (2001) jest w sporej mierze komplementarna wobec tego filmu – i nie idzie tylko o pracę kamery czy ziemisty color grading. Jeśli mówimy o odwzorowaniu realiów wojennych, autentyczności, dbałości o detal, wydaje się nawet doskonalsza. Nie tylko dlatego, że była w swoim czasie najdroższym serialem w dziejach telewizji. I nie tylko dlatego, że została oparta na prawdziwej historii (książka historyka Stephena E. Ambrose, pamiętniki żołnierzy), a aktorzy mogli się konsultować z autentycznymi postaciami, które przyszło im grać. W preludiach do każdego odcinka pojawiają się zresztą sami weterani. W sumie "Kompania Braci" przejęła atuty "Szeregowca Ryana", pozbywając się większości jego wad. Serial pozwolił znakomicie pokazać to, co bywało trudne uchwytne w formule pełnometrażowej: rozwój szczególnych więzi między żołnierzami w małym oddziale; kontrast między długimi chwilami żołnierskiej nudy a krótką intensywnością boju; odwleczone bitewne traumy, ale i objawy dwuznacznej, uzależniającej fascynacji walką. Jest tu może za dużo wizerunkowego łagodzenia niewygodnych kantów, za to szczęśliwie mało patosu. Efekt świeżości pogłębia to, że widzimy aktorów w większości znanych mało lub nieznanych w ogóle. Dopiero z perspektywy dekady-dwóch widać, jakie kariery stały przed Damienem Lewisem, Jamesem McAvoyem, Tomem Hardym, Michaelem Fassbenderem czy Andrew Scottem, którzy tu jako przewijają się przez ekran czasem w parominutowych epizodach. Widz zaczyna kojarzyć twarze żołnierzy z nazwiskami dopiero po paru odcinkach – o ile zdąży. Bo tu w każdej chwili, od przypadkowej kuli może zginąć ktoś, kto wyszedł cało z najcięższej bitwy. Ktoś inny ocaleje, bo szrapnel, który trafił prosto w jego okop, okazał się niewybuchem. Tę okrutną przypadkowość wojny serial ilustruje kapitalnie. Foto: Materiały prasowe "Kompania braci" - kadr Tytułowa "kompania braci" była jednym z pododdziałów elitarnej amerykańskiej 101. Dywizji Powietrznodesantowej. Nocny zrzut spadochronowy 6 czerwca 1944 roku – który poprzedził poranny desant głównych sił z morza – był dla niej chrztem bojowym. Początkowe epizody serialu pokazują przygotowania, sam zrzut oraz starcia w pierwszych godzinach i dniach w Normandii, podręcznikowy szturm na baterię niemieckich dział oraz walki o miasteczko Carentan. W jednym z tych odcinków ludzie od efektów specjalnych zużyli ponoć więcej pirotechniki niż przypadło na całego "Szeregowca Ryana". Ujęcia startującej armady samolotów ze skoczkami, w połączeniu ze świetną muzyką Michaela Kamena, wywołują ciarki na plecach. Ale nie mniejsze wrażenie robią w "Kompanii Braci" rzeczy małe, choćby zbliżenia na twarze spadochroniarzy, którzy lęk nadrabiają miną. Albo rozmowy – bo postaci mówią tu na ogół do siebie normalnym językiem, a nie gotowcami. Dwóch ludzi po chaotycznym zrzucie próbuje odnaleźć swoje pododdziały i jednocześnie nie zaplątać się pod lufy Niemców. Szeregowiec: "Ciekawe, czy wszyscy inni też się zgubili". Porucznik: "Nie zgubiliśmy się. To przecież Normandia". Wybitny serial, od pierwszego do ostatniego odcinka.

piekło jest dla bohaterów 1962 cda